niedziela, 6 listopada 2011

Rewelacje "Naszego Dziennika" o przycisku awaryjnego wypuszczania podwozia.



"Nasz Dziennik" opisał sytuację, że technicy z USA w Boeingu 767 (lecącego z USA i lądującego awaryjnie na lotnisku w Warszawie)w kokpicie pilotów natknęli się na "wyciśnięty" bezpiecznik awaryjnego wypuszczenia podwozia. Gazeta bierze pod uwagę dwie opcje, że albo bezpiecznik uległ uszkodzeniu, albo nie aktywowała go załoga.

Jest jeszcze jedna opcja - bezpiecznik jako bezpiecznik zadziałał ale nie otworzyło się podwozie a wtedy jedynym sposobem na w miarę bezpieczne lądowanie jest "wyciśnięcie" przycisku i lądowanie na "brzuchu". Czy ktoś się zastanowił w "Naszym Dzienniku" co by było gdyby przycisk bezpiecznego awaryjnego wypuszczania podwozia był włączony (przypominam, że hydraulika była uszkodzona) i w momencie podchodzenia do lądowania podwozie choć trochę by się wysunęło pod wpływem siły ciążenia? Lądowanie na ruchomym podwoziu to samobójstwo, bezpieczniej wylądować tak jak to zrobił kapitan Wrona. Przy wciśniętym guziku, przy kontakcie maszyny z ziemią mogłoby dojść do otworzenia się podwozia i niekontrolowanego przemieszczania się maszyny a nawet jej przewrócenia się (co jest najbardziej prawdopodobne). Uważam, że kapitan Wrona wybrał najlepszy sposób na wylądowanie. Najważniejsi są ludzie a Ci zostali uratowani bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Wszystko inne jest nieważne.

Na poniedziałek Prezydent RP Bronisław Komorowski zapowiedział odznaczenie załogi Boeinga 767.

Brak komentarzy: